sobota, 11 kwietnia 2020

Zwięzła racjonalna uwaga

Mój Kochany i Niezwykły Drugi Mąż 💗, który nie jest koniarzem, ale za to jest człowiekiem bardzo twardo stąpającym po ziemi, skomentował te historie następująco:

Jedyne co z tego zrozumiałem, to to, że ten Twój koń kompletnie nie nadawał się do tego, do czego był użytkowany.


I to jest bardzo trzeźwa uwaga, i nie umiem znaleźć żadnych argumentów do dyskusji z tym stwierdzeniem.
Może poza tym, że nie miałam innego konia na pokazy. I nie mieliśmy innego pomysłu na sfinansowanie tak absurdalnie drogiej i idiotycznej pasji, jak właśnie użytkowanie  naszych koni latem na pokazach.
I jeszcze, że nie umiałam sprzedać Sekreta, żeby potem kupić sobie inny, lepszy egzemplarz.....

***

Inna sprawa, że tutaj opisuję historie i przeżycia. Większość z nich zapisała mi się w pamięci, bo była wyjątkowa - tzn. że coś przebiegło inaczej niż zwykle.
Z tych opowieści wyłania się więc jednostronny obraz: szalonego folbluta, który z nerwów omal nie powoduje wypadków śmiertelnych.

Prawda jest jednak inna. Ten koń został niejako wtłoczony wbrew swej woli w różne akcje, z którymi  jednakowoż naprawdę szybko się pogodził. Bo większość zadań wykonywał karnie, ogromna większość wyjazdów to były wyjazdy udane. Nie nadawał się oczywiście do:
- wleczenia
- damskiego siodła (trzeba by było szyć na miarę, a my pożyczaliśmy z TKKF piękne stare duże damskie siodło z czasów starej Rewii, i w tym siodle wspaniale pracował koń Stefan)
- szarży na oddział pieszych tarczowników (to robiła Malwina)
- wspinania (bo świadomie go nie uczyłam)
- pokazu skoków (bo nie byliśmy wyszkoleni)
- nocnych oblężeń z fajerwerkami
- dżygitu
- prawdziwego joustingu

Natomiast udało się go skutecznie i bezproblemowo używać w następujących numerach:
- pokaz solo prostego ujeżdżenia (dla laików oczywiście) z efektownym położeniem, przy czym dobrze wyglądały tu stylizacje hiszpańskie, wielowarstwowe falbaniaste suknie, klimaty 19-wieczne itp.
- stęp hiszpański
- pokaz przejazdu z rozwijającym się za koniem 10- metrowym sztandarem (ważne było dobre tempo, aby cały sztandar rozwinął się i był w łopocie w powietrzu)
- lekkie numery rycerskie, łuk, szabla, popisy zręcznościowe z długą bronią drzewcową, często clou była scena gdy podczas pojedynku koń był kładziony, to zawsze się podobało.
- proste numery z ogniem
- rozmaite bitwy i inscenizacje grupowe, w których grał "sztukę", tzn. nie grał pierwszoplanowych ról, tylko "robił tłok"

Czy to mało na tak gorącego folbluta?

Nie.
Ale mój Kochany Drugi Mąż ma rację, bo to po prostu nie był właściwy koń :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz